wtorek, 26 czerwca 2012

Wielka wichura i prezent dla mojej córki



Kilka dni temu przeszła u nas wielka wichura. Od tamtej pory wieje zresztą cały czas. Lata jakoś nie widać... W każdym razie wiało tak, że myślałam, że z naszego domu na środku pola, zwieje dach. Nie zwiało, jednak jedno z pobliskich drzew nie przetrzymało tej próby sił natury. Dość spora lipa pękła jak zapałka przy samej ziemi. Okazało się, że środek pnia był całkiem zmurszały. Szkoda nam było tego drzewa, a Oliwka właśnie w tym dniu miała urodziny ; -) Postanowiliśmy wykorzystać ten dar przyrody i zrobić małej drzewo do wspinaczki. Koparką udało nam się przetransportować pień, (co nie było łatwe, bo mamy mini koparkę).


Wykopaliśmy ponad metrowej głębokości dół i "posadziliśmy" w niej kadłubek drzewa.




 Resztę prac zleciliśmy solenizantce. Resztą różnokolorowych, fluorescencyjnych farb, jakie znaleźliśmy w garażu, mała po swojemu ozdobiła swoje drzewo!! Oto wyniki jej pracy.




Powstał plac zabaw za "0zł"
Oliwka twierdzi, że to jej "najznakomitszy" prezent urodzinowy :-)



poniedziałek, 25 czerwca 2012

Dla Ewy :-)

To post z dedykacją dla Ewy. Obiecałam jej, że zamieszczę zdjęcia kaczek, wolierki no i kurek, które od niej przywiozłam!! Przez ostatni tydzień miałam bardzo mało czasu, ale teraz zamieszczam zdjęcia :-)

Kilka dni temu udało mi się wreszcie skończyć wolierkę dla kaczek. Nie było to łatwe pomijając pana stolarza, który "obciął" sobie nogę, mój wypadek, który unieruchomił mnie na ładnych kilka dni mieliśmy jeszcze małe przejście z dostawą siatki ; -) Tak to jest jak ktoś zamawia przesyłkę kurierem w czasie EURO.... Kurier, też człowiek,  może chcieć oglądać mecz... A nie rozwozić przesyłki. Moje kaczki siedziały w kartonie, a ja tropiłam kuriera!!! Począwszy od oddziału w Gdańsku, w którym nikt nie odbiera telefonów (nawet w godzinach pracy...), Doszłam do siedziby głównej firmy wytarmosiłam numer telefonu, który został wreszcie odebrany w Gdańsku. Wyprosiłam o numer do kuriera, który "właśnie przed chwilą był po nowe paczki", a moją woził ze sobą od 9:00 rano!! Była już 16:30. Kuriera ni widu, ni słychu, a pracuje do 17:00. Telefon wyłączony, a meczyk rozpoczyna się o 18:00!!!! W piątek nie udało mi się już do kuriera dodzwonić. Nawet pani w firmie, dowiedziawszy się o powadze sytuacji (kaczki w kartonie) próbowała nawiązać kontakt z zaginionym. Niestety EURO to najlepsze wytłumaczenie na wszystko! Ale się nie poddałam, w sobotę od rana tak długo się dobijałam aż się dobiłam i facet siatkę mi przywiózł. Tak, patrzył się na mnie jak na wariatkę!!Ale kaczki musiały przez niego siedzieć cały ten czas w kartonie!!

No nic, wolierka została obita siatką i wygląda tak:



Więcej ofiar w ludziach nie było :-) A oto oficjalne wpuszczanie kaczuch:





Właśnie tak rozgościły się u mnie bieguski indyjskie!!

A to już są Brahmy przywiezione od Ewy!! Trzy kurki i jeden kogucik. Miały być dwie kurki, ale nie mogłam się zdecydować na kolor ;-) Ewa ma teraz u siebie przepiękne przedszkole. Biegają tam różne gatunki ozdobnych kurek. Wzięłabym je wszystkie bo każda jest piękna!! Maluchy Ewy możecie zobaczyć na jej blogu:  http://ptakigadyssaki.blogspot.com/

A to są moje pisklaki brahmy!!! (od Ewy ;-)
Na froncie kogutek



mój ORZEŁ!!


piątek, 15 czerwca 2012

MOJE KACZKI!!

Małe ZOO, małe ZOO...


A oto mój nowy nabytek. Kaczuchy, o których mi się marzyło - biegusy indyjskie we własnej osobie. Czyż nie są słodziaste? Wzięłam wszystkie! Nie mogłam ich rozłączyć. Zresztą trudno je rozdzielić wypłoszone zbijają się w jedną puchatą masę, aż strach czy się nie zadepczą.




Trzy żółciutkie, 2 łaciate i 1 brązowa...

O samej rasie biegusów indyjskich napiszę później :-)
Siatka na wolierkę ma przyjechać dzisiaj. Jutro skończymy wybieg a w przyszłym tygodniu jadę po kury!!!

środa, 13 czerwca 2012

Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku... Czy kurzy pech?


        Narzekałam na brak czasu no to mam!!!  Zacznę od początku. Marzenia o kurach, kaczkach i pawiach doprowadziły do stwierdzenia faktu, że potrzebna jest kurniko-pawiówka z prawdziwego zdarzenia.
Przewertowałam kilkadziesiąt stron internetowych, zakupiłam książki o hodowli drobiu i zaczęłam pracę z ptakami od przepiórek z nadzieją, że małe hodować się będzie łatwiej. Nie powiem, po kilu wpadkach z ucieczką kilku przepiórek w pole oraz spokojną śmiercią (we śnie) jednej, mam nadzieje starej oraz problemem z niesieniem jajek... Doszłam do pewnej stabilizacji.  Przepiórki niosą się regularnie. Dziennie mam 3-4 jajeczka. Wszyscy są szczęśliwi.
Wracając jednak do reszty drobiu. Na Internecie znalazłam kurnik marzeń. Po kilku przeróbkach wyszło cudeńko z głównym pomieszczeniem i dwoma bocznymi wolierkami. Na pięterku miało być miejsce dla pawi. Już byłam umówiona z panem na poniedziałek (3 tygodnie temu!!!) na realizację. Ale pech chciał stolarz uciął sobie kawał stopy piłą!!! Jak to jest możliwe żeby uciąć sobie nogę???!! Pan wylądował z nogą w gipsie, a ja zostałam bez kurnika... Czekałam, czekałam no i nie wytrzymałam. Ile można czekać na kurnik??? Zaciągnęłam resztę rodziny do recyklingu. Wzięliśmy stare palety, resztę desek z budowy i rozpoczęliśmy budowę wybiegu. Budowa wczoraj miała się ku końcowi, ale jak to przysłowie mówi: „nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku... A dziadek się śmiał i tak samo miał”!!! Paleta mi spadła na kostkę. Niosłam ją na miejsce rozbiórki, ale jak to matka bardziej patrzałam, co robią moje dzieci niż na to, co robię ja sama... I spuściłam paletę... Prosto na własną nogę! No i teraz mam wielką jak bania nogę i wymarzony czas wolny... A kury nadal nie mają kurnika! Ale tylko do soboty! Ma przyjść siatka do wolier i zamierzam dokończyć dzieło – chociażby na leżąco!!!

sobota, 9 czerwca 2012

FLORIADA 2012 - sprawozdanie



Po dłuższej przerwie fotograficzne sprawozdanie z odbywającej się raz na dziesięć lat wystawy FLORIADA. Tym razem impreza odbywa się na powierzchni ponad 60ha, na obrzeżach holenderskiego miasta Venlo. Niestety podczas pobytu pogoda nie rozpieszczała nas. Nie licząc kilku przejaśnień prawie cały czas padało. Zamieszczam kilkanaście zdjęć z targów, które mimo wszystko wydają mi się trochę mało ogrodnicze... Zdecydowanie bardziej podobała mi się architektura niż ogródki wystawowe. Dość ciekawie wyglądała zieleń towarzysząca ciągom pieszym, jednak poszczególne aranżacje niestety nie zachwyciły mnie. Nastawiłam się, że nie będzie to poziom Chelsea, mimo to niski poziom wykonania niektórych ogródków naprawdę rozczarował mnie.   Czy warto jechać na Floriadę 2012? Oceńcie sami. Zamieszczam kilkanaście zdjęć samej wystawy oraz  elementy, które moim zdaniem "udały się bardziej".
Jak widać cały teren zaprojektowany i urządzony z dużym rozmachem. Sporo restauracji i punktów gastronomicznych. Poniżej zdjęcia z terenów zagospodarowywanych przez samych wystawców.