czwartek, 29 listopada 2012

Powiększone stado w tym kilka bonusów...


2 tygodnie temu nasza Daisy nagle zaczęła tyć. Na początku nawet się ucieszyłam, bo to bardzo aktywny pies. Potrafi rano wybiec na pole i wrócić po 3-4 godzinach z wywieszonym jęzorem. Najczęściej bawi się ze skowronkami... W tym czasie Piorun i Ivy jako nieco starsze psy nie marnują czasu na bieganie w lewo i w prawo. W tym czasie namiętnie ryją w wysokich brzegach jeziorka. I tak rude mordy po same oczy pokrywa dodatkowo gruba, ruda warstwa gliny. Takie darmowe SPA...
No, więc martwiłam się o moją Daisy, że to takie chude! Nawet zaczęłam jej kupować oddzielnie pokarm dla psów aktywnych. Tak jak wspomniałam 2 tygodnie temu moja sunia zaczęła przybierać na wadze. Bardzo się ucieszyłam, że na zimę nabierze wreszcie trochę masy... 
 
 
W zeszłym tygodniu przestałam się cieszyć, kiedy to ze zdrowego wyglądu zaczęła przechodzić w kształt kulisty. Nasza sunia okazała się być w ciąży... Wtedy sobie przypomniałam, że przed naszymi wakacjami psy zaczęły się zachowywać dość dziwnie, no a potem nas nie było... Nie wpadła mi do głowy cieczka, bo Daisy przechodziła swoją pierwszą zaledwie 4 miesiące wcześniej :-)
Ogólnie pocieszające było to, że jedynym sprawcom zamieszania mógł być nasz rudy Piorun. 


Sprawca całego zamieszania - PIORUN we własnej osobie
Pojechałam na USG. Werdykt: 4 sztuki, poród za 1-2 tygodnie. Cztery pieski to liczba do przeżycia nawet gdyby miały zostać z nami.... Pola ci u nas dostatek :-)
  
Termin porodu, który wyznaczył weterynarz minął 4 dni temu. Daisy wyglądała już jak całkiem spora betoniarka, a tu akcji porodowej ni widu, ni słychu... Wreszcie wczoraj wieczorem przestała ganiać za ptaszkami i uwaliła się wieczorem wśród naszych butów. O 11:00 przyszła na świat pierwsza świnka morska... piękniuśny, zdrowiuśny piesek. Rudy z białymi łatkami na mordce, łapkach i karczku!



Godzinkę później urodziła się sunia. Tej samej urody a 15 minut później następny szczeniaczek.

 Pierwsza parka :-)

Jako akuszerka towarzyszyłam młodej matce, ale z dumą muszę powiedzieć, że Daisy radziła sobie świetnie i właściwie oprócz mojego duchowego wsparcia właściwie nic ode mnie nie potrzebowała.
O godzinie 12:05 pojawił się 4 szczeniak - "ostatni". Ucieszyłam się bo miałam przez chwilę wizję nieprzespanej nocy, a tu wszystko tak sprawnie poszło. Zaczęłam przygotowywać czyste posłanko za zorganizowanym kilka dni wcześniej ogrodzonkiem w pokoju dziennym. Wracam - patrzę...a tam mały BONUS.

A oto moje powiększone stado!!!
Mama z dzieciakami :-)










czwartek, 22 listopada 2012

Mój Trójkąt Bermudzki....

     Nie wiem jak u Was, ale u mnie od trzech dni mgła dosłownie wchodzi do domu.

 Czuję się jak w Trójkącie Bermudzkim! 5 kilometrów dalej świeci słońce a u mnie taka mgła, że trudno rozeznać się w porze dnia.... i do tego wszędobylska cisza.

Mimo wszystko coraz bardziej lubię to miejsce. Właściwie nie można rozstawać się z aparatem fotograficznym... Co by było gdybym przeoczyła ten widok!! Niemal herbaty rano nie wylałam biegnąc po schodach po aparat. Takie ujęcie było możliwe tylko przez kilkadziesiąt sekund. Potem mgła znowu zgęstniała i było widać... nic!


Moja fascynacja tym miejscem rośnie z każdym dniem. Panuje tu niesamowity mikroklimat, który pozwala oglądać przepiękne zjawiska atmosferyczne, dzikie zwierzęta i piękne rośliny.



A przecież to nie koniec świata! Mieszkam zaledwie 40 km od Gdańska. Teraz po roku mieszkania na środku pola mam jeszcze więcej powodów, żeby twierdzić, że warto wyprowadzić się z miasta... chociażby dla samych widoków!! Dla mgieł, burz, zachodów i wschodów słońca, dla szronu na gałązkach drzew i nawet dla 1 dnia zimy w październiku... I dla nieba pełnego gwiazd.