poniedziałek, 26 marca 2012

DO OGRODU, ALE NIE ROŚLINKA..

Tu właściwie powinien być historii ciąg dalszy, ale pomyślałam, że zrobię mały przerywnik i pokażę coś, co bardzo mi się spodobało. Ogród wiadomo składa się z drzew i krzewów i oczywiście z dużej ilości bylin. Wiadomo też jednak, że jeżeli w tą wypełnioną roślinami przestrzeń dodamy jakiś element architektoniczny - ławeczkę, pergolkę, czy jakąś doniczkę to zaraz robi się ciekawiej. Ja chciałam dzisiaj pokazać coś, co wpadło mi w oko. Rzeźby polskich artystów, które doskonale nadają się do ogrodu. Postaci dzieci i dorosłych, fantastyczne psy i wiele innych bardzo ciekawych dzieł sztuki! Planujemy kilka ustawić w naszych ogrodach pokazowych!

 Przedstawiam kilka prac Ani i Norberta Sarneckich. Więcej można zobaczyć na www.sculpture.com.pl

Dziewczynka...
... i chłopiec.

Wyobraźcie sobie jak wspaniale będzie wyglądać mała dziewczynka mocząca stopy w moim "jeziorku", albo chłopiec z psem na łące kwietnej. Myślałam też o jakiejś rzeźbie wychylającej się z olbrzymich liści łopianu...

I jeszcze Pan z Parasolem. Będzie padać, czy nie będzie?




wtorek, 13 marca 2012

HADLOW COLLEGE, historii część dalsza

Hever było moim pierwszym zagranicznym wyzwaniem. Nowe miejsce, nowi ludzie i „bardzo nowy” język... Miałam tu pozostać 6 miesięcy i odbyć staż zawodowy. Atmosfera była, muszę powiedzieć, dość specyficzna... Oprócz głównego ogrodnika pracowało tu jeszcze kilku ogrodników jednak jedynie ja i „boss” porozumiewaliśmy się przy pomocy nazw łacińskich roślin. Nie trudno zgadnąć, że nie było to dobrze odbierane. Główny ogrodnik po rozmowie z właścicielką posiadłości zaproponowali mi wizytę w Hadlow College oraz rozmowę z jednym z wykładowców. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, więc jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że właśnie odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i że zostałam przyjęta na 2 rok kursu BTEC National Diploma In Professional Gardening.  Moi pracodawcy stwierdzili, że nie powinnam tracić czasu przy odchwaszczaniu ogrodów Hever Castle... Ja osobiście nie żałuję tych 3 miesięcy pracy. Nauczyłam się podstaw języka ogrodniczego, utrwaliłam sobie wiele nazw roślin, o których uczyłam się w Polsce. Do tego zobaczyłam rośliny, które w technikum oglądałam jedynie na obrazkach!! Tulipanowce, metasekwoje, sekwoje, miłorzęby, cedry... Te rośliny u nas to raczej rzadkość tu po prostu rosną na środku trawnika!!



Te 2 zdjęcia pochodzą ze strony ogrodów Hadlow College http://www.broadviewgardens.co.uk/

I tak właśnie zaczyna się kolejny, pełen przygód etap mojej przygody w Anglii! Hadlow College to niesamowite miejsce. To uczelnia połączona z ogrodami pokazowymi, które jednocześnie są salami wykładowymi. Nauka przedmiotu „rośliny ozdobne” w całości przeprowadzana jest na świeżym powietrzu. Każdy ma obowiązek zerwania fragmentu rośliny, dotykania jej, zgniatania i wąchania. Wszystkie chwyty dozwolone! Główny cel – zapamiętanie rośliny do końca życia. Tabliczki zakaz deptania trawników, zakaz wchodzenia na kwietniki nie istnieje!! Mimo to każdy student szanuje pracę swoich kolegów, którzy ogrody projektowali, wykonywali i pielęgnują. Nikt nie niszczy pracy poprzedników. Każdy podchodzi z szacunkiem zarówno do roślin jak i ich opiekunów. Jest to wspaniałe miejsce, dom dla setek różnych odmian bylin, krzewów i drzew oraz jednej z najpiękniejszych i największych kolekcji ciemierników w Wielkiej Brytanii.
 




BTEC National Diploma In Professional Gardening, na który uczęszczałam to genialny w swej strukturze kurs. Przebiegał w formie „Sandwich time”. Ta kanapka to przekładaniec nauki i pracy – praktyki. Nauka przebiegała w systemie 2 tygodniowych zjazdów 7 dni w tygodniu od rana do wieczora. W każdym bloku było jedynie kilka przedmiotów, przy czym zawsze były „rośliny ozdobne”. Z tego, co pamiętam na moim pierwszym zjeździe przerabiałam trawniki i gleboznawstwo.
Pod koniec każdego zjazdu mieliśmy egzamin pisemny z przerobionego materiału. Do tej pory uśmiecham się na myśl mojego pierwszego sprawdzianu! Wprawdzie miałam ze sobą 4 tomowy słownik Angielsko -Polski, ale konia z rzędem temu, kto zaczynając naukę języka obcego będzie posługiwał się językiem zawodowym na poziomie pozwalającym na zaliczenie pracy pisemnej!! Oczywiście nie poddawałam się i bardzo dziękuję za wyrozumiałość wykładowców (podejrzewam, że się nieźle bawili)... Otóż moim sposobem na zaliczenie prac było pismo obrazkowe połączone z elementami komiksu. Chyba posiadałam jakieś predyspozycje w tej dziedzinie, bo prace udawało mi się zaliczać na bardzo dobre oceny.
Po dwóch tygodniach intensywnej nauki mieliśmy 2-3 miesiące intensywnej pracy w terenie. A po niej ponownie naukę i tak na zmianę. Część ze studentów miało już stałą pracę i nauka była jedynie formą dokształcenia. Pozostali znaleźli sobie miejsca praktyk na cały okres nauki. Ja chciałam czegoś więcej, przez całe dwa lata, co pewien czas zmieniałam ogród. I to dopiero była przygoda!!! Pracowałam w ogrodach prywatnych, w ogrodach przypałacowych różnego typu, a nawet w ogrodzie Johna Brookesa. I o tym opowiem następnym razem... ;-)



wtorek, 6 marca 2012

...POCZĄTEK, HEVER CASTLE, CDN...



Dzięki mojej szkole średniej tuż po napisaniu matury (to było wieki temu!!) wyjechałam na półroczne praktyki do ogrodów przy zamku Henryka VIII – Hever Castle. W tamtych czasach dostanie się do Wielkiej Brytanii graniczyło z cudem. Oczywiście jedynym dostępnym, dla zwykłego zjadacza chleba, środkiem transportu był AUTOKAR. Z walizką zapakowaną na pół roku, stosem papierów z ambasady, szkoły i Hever wyruszyłam w wielki świat. Nie było telefonów komórkowych, autokar jeździł do Anglii 2 razy w tygodniu.  Teraz mając małe dzieci zastanawiam się, co czuli moi rodzice widząc moją przerażoną twarz przyklejoną do brudnego autokarowego okna? Do Londynu dotarłam po 28 godzinach jazdy w ciasnocie i zaduchu. Do tego tłumaczenie się na przejściu granicznym, na którym pan patrzył na mnie podejrzliwie z olbrzymiego podwyższenia. Stojąc ponad pół metra nade mną sprawiał, że czułam się jeszcze mniejsza, bardziej bezbronna i coraz bardziej niepewna czy robię dobrze opuszczając rodzinny dom...


Wysiadłam na osławionym Victoria Station z walizką pękającą w szwach, z zapasem ubrań na pół roku i jedzenia... Przynajmniej na miesiąc. Mój angielski... No cóż mieliśmy lekcje angielskiego w szkole. Gramatyka oczywiście zawsze była najważniejsza... Ona w „dogadaniu się” raczej mało pomaga, jeżeli brak nam podstawowych słów... Pani, która miała mnie odebrać i przenocować w Londynie („przyjaciółka rodziny”), nie odebrała mnie gdyż niestety właśnie miała zawał – dowiedziałam się od sąsiadów. Zatachałam walizę do pobliskiego kościoła. Wyglądałam chyba raczej żałośnie, bo zaczepiła mnie tam pewna przemiła Pani i zaproponowała pomoc. Jak to się stało, że pani akurat była polką, że zadzwoniła tam gdzie trzeba i wsadziła mnie we właściwy pociąg do tej pory nie wiem. Nawet nie zdążyłam spisać jej nazwiska ani numeru telefonu. Teraz biedaczka jest już bardzo stara, więc z Internetu raczej nie korzysta, ale bardzo jej dziękuję!!!


Tak właśnie trafiłam do Hever Castle. Niechcący jeden dzień przed terminem, późnym wieczorem, zmęczona, głodna... Pamiętam, że wtedy właściwie było mi wszystko jedno, co do mnie mówią. Chciałam tylko iść spać! Zaprowadzono mnie do tymczasowego pokoju. Szłam krętymi, wąskimi korytarzami ze stropem tuż nad głową pachnących starością i drewnem. Drzwi do sypialni były wielkie i ciężkie, jeszcze nigdy nie widziałam tak potężnych okuć i tak pięknej klamki... a łoże z baldachimem i piękne witrażowe okna wewnątrz odebrały mi dech w piersiach... Zasnęłam prawie tak jak stałam, nic mi się tej nocy nie śniło.


Poranne pytanie. Jak spałam, czy coś widziałam... Hmm... ale o co chodzi? U nas w Polsce raczej rzadko straszy... Za to w Anglii prawie wszędzie widywane są duchy, coś gdzieś się porusza, przesuwa, zimne powiewy powietrza w zamkniętych pomieszczeniach... Nie dziwem są, więc duchy w starym zamku z XII wieku. A zwłaszcza w sypialni, która należała do Anny Boleyn drugiej żony Henryka VIII, która została stracona przez ścięcie mieczem w wieku zaledwie 30 kilku lat. A to właśnie w niej spędziłam tę noc!!!
Tak właśnie zaczęły się mój pobyt i praca w ogrodach Hever Castle.

MOJA WIELKA ANGIELSKA PRZYGODA...

Moja przygoda z ogrodami zaczęła się jeszcze w szkole średniej jednak, kto wie jak by się potoczyła gdyby nie wyjazd stypendialny do Anglii? Postaram się cofnąć pamięcią te kilka... lat wstecz i opowiedzieć o przygodach, które mnie tam spotkały, o mojej pracy, podróżach oraz marzeniach, które jedno za drugim powoli się spełniają.