poniedziałek, 30 lipca 2012

BIOLOGICZNA KONTROLA ŚLIMAKÓW CZY ROBÓTKI RĘCZNE?



Są wakacje, a ja jestem "matką pracującą" dwójki wiecznie niewyżytych dziewczynek... No cóż moja praca jest o tyle dobra, że dzięki sympatycznym klientom mogę dzieciaki zabierać ze sobą. O ile jest dobra pogoda i nie ma żadnych poważnych spraw do uzgodnienia ;-) Dzisiaj rano pogoda była pod wielką niewiadomą, ale dziewczynki postanowiłam zabrałać ze sobą. Ogród, do którego się wybierałyśmy jest już "prawie" skończony. Zostały jeszcze dosadzenia roślin, których nie mogliśmy wykonać ze względu na "wiecznie" trwające prace budowlane.


Trzeba wyprowadzić na prostą nieszczęsny trawnik, który w zeszłym roku wysiewaliśmy 3 razy!!! Za każdym razem przychodziła ulewa i wszystko spłukiwało... Tak, czy siak ogród nabrał już swojego kształtu i teraz potrzebuje tylko czasu, żeby rośliny szczelnie wypełniły kwietniki.


Zaczął padać deszcz, ale uzbroiłyśmy się w pelerynki i kalosze i pojechałyśmy. W ciągu podróży pogoda zmieniła się z deszczowej na piękną słoneczną. W ogrodzie ja rozmawiałam z klientem, moje dzieci "zajmowały się sobą".  

Po 15 minutach moja córka przychodzi z garścią ślimaków. Za nią biegnie druga oczywiście też ze ślimaczkami, nieco mniejszymi - "Bo one mamuś są takie słodziutkie"...


Z racji naszej przeprowadzki za miasto moje dzieci teraz są w 100% "wsiowe". Krowy, konie, świnki i kury przestały być już sensacją. Nie boją się myszy, kopią robaki dla dziadka, kiedy ten idzie na ryby. Teraz zabrały się za eliminację ślimaków z ogrodu. To znaczy wysiedlanie. Bo przecież krzywdy im nie zrobią ;-) Ja zadowolona, klient tym bardziej taka biologiczna kontrola wszystkim na rękę... Za chwilę starsza przychodzi oblepiona ślimaczkami i mówi "mamo patrz mam pierścionki", a młodsza :"a ja bransoletkę"... 


To chyba można zaliczyć do robótek ręcznych... :-)