W domu mam masakryczny remont. Przyszedł czas na wykańczanie wnętrz. Wprawdzie wprowadziliśmy się do nowego domu 4 lata temu, ale do tej pory większość prac trzeba było wykonać wokół naszej siedziby. Dojazd, podjazd, dach, kawałek ogrodu no i nieplanowany Świat Labiryntów, który pochłonął nas prawie całkowicie. Właśnie to działo się przez ostatnie sezony. Teraz przyszedł czas na wnętrze, a właściwie na parter.
Kuchnia, jadalnia, pokój dzienny, hol = mnóstwo pyłu, puszek po farbach, rusztowania i drabiny...
Zanim zabraliśmy się za remoncik zajęliśmy się zbieractwem :-)
A oto co uzbieraliśmy dodam, że wszystko udało nam się znaleźć albo na złomie (i w cenie złomu), albo gdzieś na polu, albo za półdarmo :-)
Stare luksfery - zwane popielniczkami :-) Nówki nigdy nie używane!! Leżały u pana na paletach na podwórku od początku swego istnienia :-)
Super ekstra koza żeliwna z 1820 roku!!!! Piękniuśna!!!
A tu widać kawałek żyrandola :-) Z Czech, z rozbiórki jakiegoś hotelu. Istne cudo!!
Mamy jeszcze drzwi od windy pomalowane już na strażacki czerwony (Odpowiadając na pytanie: Nie, windy nie mam. Ale po co montować nudne drzwi bezpieczne do pomieszczenia CO? Drzwi historyczne z Gdańskiego falowca :-) Dumna jestem :-)
Jesteśmy też szczęśliwymi posiadaczami tego oto przepięknego żeliwnego kaloryfera, który został przez nas uratowany ze złomowca. Jest już odmalowany (nawet zakurzony :-) Czeka teraz na przyczepienie nóżek, które utrącili mu niedobrzy ludzie! U nas znajdzie nowy dom!
Remont/budowa trwa. I pewnie szybko się nie zakończy....
Dzięki tej zimie nie zimie ja mam czas na powiększanie ogródka warzywnego!!
W sobotę przekopałam małe co nieco omijając roszpunkę, która ma się świetnie.
Budują się skrzynie (dla spostrzegawczych: Piorun ryje w oborniku :-)
A ja zamawiam nasionka :-)