W sierpniu byłam na kolejnym III już stopniu kursu ceramicznego w Łucznicy. Tym razem większość czasu bawiliśmy się z raku. Budowaliśmy też piec węgierski oraz piec z butelek :-)
Ja niestety miałam utrudnione zadanie. Pierwszego dnia kursu biegnąc na śniadanie zjechałam ze schodów i się troszkę połamałam :-( Lewa ręka w gipsie i podusia pod złamaną kością ogonową...
Nic to!!! Kurs, jak zawsze kursy łucznicowe, uważam za udany!!!
Raku to technika wypalania ceramiki, która w skrucie polega na:
Szybkim wypaleniu prac w temperaturze około 1000*C w piecu gazowym
Wyjęciu czerwonych od gorąca prac z pieca
Włożeniu prac do wiadra i przysypaniu trocinami oraz zamknięciu pokrywy (odcięcie dopływu tlenu)
Po kilku minutach wyjęcie prac z trocin i włożenie do zimnej wody
Po ostygnięciu oczyszczenie prac z sadzy
i już.....
A tak wyglądają moje gotowe "garnuszki"
Smok. Po wypaleniu raku nieszkliwiona glina nabiera koloru dymu.
Poszkliwione były jedynie kropy :-)
Ślimaczki. Jasny był szkliwiony szkliwem bezbarwne krakle. Pod szkliwem widać naturalny kolor białej gliny. W spękaniach kolor ciemny pochodzący z dymu. Muszelka nie była szkliwiona dlatego jest czarna.
Ten ślimaczek poszkliwiony jest szkliwami redukującymi, czyli takimi co to w raku zmienią się "nie wiadomo jak" :-)
A to cukierniczka w szkliwach redukujących
To efekt uzyskany bez redukcji tlenowej za to z użyciem końskiego włosia. "Lubię to" :-)
A to prawie"naked raku" (różnicę znają tylko uczestnicy wspomnianego kursu ;-)
A to smoczek bez szkliwienia.