środa, 13 czerwca 2012

Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku... Czy kurzy pech?


        Narzekałam na brak czasu no to mam!!!  Zacznę od początku. Marzenia o kurach, kaczkach i pawiach doprowadziły do stwierdzenia faktu, że potrzebna jest kurniko-pawiówka z prawdziwego zdarzenia.
Przewertowałam kilkadziesiąt stron internetowych, zakupiłam książki o hodowli drobiu i zaczęłam pracę z ptakami od przepiórek z nadzieją, że małe hodować się będzie łatwiej. Nie powiem, po kilu wpadkach z ucieczką kilku przepiórek w pole oraz spokojną śmiercią (we śnie) jednej, mam nadzieje starej oraz problemem z niesieniem jajek... Doszłam do pewnej stabilizacji.  Przepiórki niosą się regularnie. Dziennie mam 3-4 jajeczka. Wszyscy są szczęśliwi.
Wracając jednak do reszty drobiu. Na Internecie znalazłam kurnik marzeń. Po kilku przeróbkach wyszło cudeńko z głównym pomieszczeniem i dwoma bocznymi wolierkami. Na pięterku miało być miejsce dla pawi. Już byłam umówiona z panem na poniedziałek (3 tygodnie temu!!!) na realizację. Ale pech chciał stolarz uciął sobie kawał stopy piłą!!! Jak to jest możliwe żeby uciąć sobie nogę???!! Pan wylądował z nogą w gipsie, a ja zostałam bez kurnika... Czekałam, czekałam no i nie wytrzymałam. Ile można czekać na kurnik??? Zaciągnęłam resztę rodziny do recyklingu. Wzięliśmy stare palety, resztę desek z budowy i rozpoczęliśmy budowę wybiegu. Budowa wczoraj miała się ku końcowi, ale jak to przysłowie mówi: „nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku... A dziadek się śmiał i tak samo miał”!!! Paleta mi spadła na kostkę. Niosłam ją na miejsce rozbiórki, ale jak to matka bardziej patrzałam, co robią moje dzieci niż na to, co robię ja sama... I spuściłam paletę... Prosto na własną nogę! No i teraz mam wielką jak bania nogę i wymarzony czas wolny... A kury nadal nie mają kurnika! Ale tylko do soboty! Ma przyjść siatka do wolier i zamierzam dokończyć dzieło – chociażby na leżąco!!!